Tej nocy wcale nie zmrużyłam oka. Cały czas myślałam o swoich mieszanych uczuciach do Zayna, o wyjeździe do Ameryki i ogólnie o życiu. Niestety zaskutkowało to moimi podkrążonymi oczami i wiecznym uczuciem senności.
Pakowanie się idzie mi tak szybko, jak przedmioty ścisłe w latach szkolnych, a do sprawdzianu z matematyki nieraz musiałam się uczyć parę godzin. Jestem mniej-więcej w połowie, kiedy ktoś wchodzi do mojego mieszkania. Odwracam się i widzę Zayna. Jestem do tego już tak przyzwyczajona, że wcale mnie to nie dziwi. Kontynuuję więc wykonywanie rozpoczętej przeze mnie wcześniej czynności.
- Co ty robisz? - pyta zdziwiony. Czuję jego ręce na mojej talii, więc domyślam się, że podszedł do mnie od tyłu. - Dlaczego się pakujesz? Wyjeżdżasz gdzieś? Na długo? - Przytłacza mnie ilość pytań zadawanych przez chłopaka.
- Tak, pakuję się i tak, wyjeżdżam. Jadę do Ameryki - oznajmiam, wzruszając ramionami.
- Odwiedzić mamę? - dopytuje.
- Nie, choć zapewne też do niej wpadnę na jakiś czas. Ale głównie jadę do swojej najlepszej przyjaciółki. Uprzedzając twoje kolejne pytanie... Nie będzie mnie przez dwa tygodnie.
- Dobrze, że nie dłużej, ponieważ mam dla ciebie małą niespodziankę. - Uśmiecha się szeroko.
- Jaką? - Klaszczę uradowana w dłonie i podskakuję ze szczęścia, niczym mała dziewczynka.
- Zamknij oczy to się przekonasz. - Robię to, o co poprosił, a gdy znów podnoszę powieki w górę widzę jakąś ulotkę, na której nie ma obrazka. No to jest po prostu szczyt wszystkiego!
- Nie chcę mi się tego czytać - marudzę.
- No dobrze, powiem ci o co chodzi. Za dokładnie dwa tygodnie i dwa dni odbędzie się bal kostiumowy. Bardzo serdecznie cię na niego zapraszam i mam nadzieję, że zgodzisz się tam za mną pójść.
- Ok, ale może zamiast iść tam razem odnajdziemy się w tłumie? Będzie śmieszniej.
- Dobra, niech będzie. A zmieniając temat... Za ile masz samolot? Masz jak dotrzeć na lotnisko?
- Samolot jest za niecałe dwie godziny, a co do transportu to chyba będę musiała zamówić taksówkę. - Robię kwaśną minę.
- Daj spokój, przecież ja mógłbym cię podwieźć.
- Naprawdę? Byłoby super.
- Jasne, nie ma problemu. Przy okazji będzie czas, żeby spokojnie się pożegnać. - Mam wrażenie, że w połowie zdania jego głos się załamuje, ale nie komentuję tego, bo sama należę do wrażliwych ludzi.
- No to niby wszystko pięknie, ale mam jeszcze jeden mały problem - mówię, siłując się z zamkiem. - Niby to tylko dwa tygodnie, ale wzięłam dość spory zapas ciuchów i się nie mieszczą.
- To akurat żaden problem. Po prostu usiądź na walizce, a ja ją domknę. - Zgodnie z tym, co powiedział Zayn, siadam na walizce, przygniatając ją swoim ciężarem. Chwilę później chłopak chwyta za zamek i w przeciągu paru sekund mój bagaż jest już zamknięty.
- No proszę, wystarczy trochę ciężaru i gotowe.
- Sugerujesz, że jestem gruba? - oburzam się.
- Nie, wcale tego nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś.
- Wcale, że nie. Świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś leciutka.
- Skończ z tym. Wiem, że ważę tonę.
- Co ty w ogóle gadasz? Wyglądasz jak przecinek.
- Skoro jesteś tego taki pewien, to udowodnij, że nie jestem ciężka. - Przewracam oczami.
- Łatwizna - stwierdza z pewnością siebie. Piszczę z zaskoczenia, gdy na jednej ręce podnosi mnie do góry i przerzuca sobie przez ramię. Następnie z powrotem stawia mnie na nogi.
- A nie mówiłem? Wy, kobiety już tak macie. Uwielbiacie stwierdzać, że jesteście grube i brzydkie, a już szczególnie wtedy, kiedy jesteście perfekcyjne w każdym calu. Tak jest i w twoim przypadku.
Wypowiedz Zayna kompletnie mnie zatyka. On idealnie zna się na przedstawicielkach płci pięknej. Kto by pomyślał, że całkiem niedawno uważałam go za zwykłego kobieciarza? Zresztą, jakby nie było wychowywał się w domu z czterema kobietami. Musi mieć doświadczenie.
Zakładam torbę na ramię i chwytam za rączkę walizki, ale Zayn mnie powstrzymuje. - Ja to zrobię - mówi, zabierając ode mnie bagaż.
- Wiesz, że w Ameryce sama będę musiała targać tę walizkę? Może powinnam się do tego przygotować.
- Może powinienem pojechać tam z tobą.
- Po pierwsze i najważniejsze, nie masz biletu, a po drugie chcę pobyć sam na sam z moją przyjaciółką.
- No dobra. Może już chodźmy, bo się spóźnisz.
W milczeniu patrzę na drzewa i budynki mijane za szybą. Czuję się przygaszona, a szarość i deszcz nie pomagają mi w zwalczaniu tego. Kątem oka zerkam na Malika. Wyraźnie widać w nim smutek, a jego szczęka jest mocno zaciśnięta.
- Nie cierpię deszczu - mówię, by choć przez chwilę móc usłyszeć jego głos.
- Ja też. Wszyscy i wszytko smuci się, że wyjeżdżasz. Nawet ci na górze. - Odwraca się do mnie na moment i posyła mi delikatny uśmiech, a następnie wraca wzrokiem na drogę.
Czuję ucisk w gardle, gdy widzę, że już dojechaliśmy na miejsce. Wychodzimy z pojazdu. Zayn wyciąga z bagażnika moją walizkę i torbę.
- No to już chyba pora. - Zanim zdążam się rozkleić na dobre, rzucam mu się na szyję. Woda leje się z nieba strumieniami. Zmywa mi makijaż, zlepia włosy i moczy moje ubrania, przez co jest mi zimno. Jednakże mam to gdzieś, ponieważ ciepło ciała Zayna jest mocniejsze niż wszystko inne. Gdy jego ramiona przestają mnie otaczać, dłużej nie wytrzymuję i zaczynam płakać. Moje łzy mieszają się z deszczem. Chłopak przykłada kciuki do moich policzków i czule je ściera.
- Hej, nie płacz. Sama przecież mówiłaś, że to tylko dwa tygodnie. Może przez ten czas jakoś wytrzymasz beze mnie. - Dźga mnie w ramię, próbując rozbawić, ale ja wciąż smutno pociągam nosem. - Daj spokój, przecież jesteś twardą sztuką. Na pewno dasz radę. Jeszcze raz się do niego tulę, tym razem szybko i delikatnie, żeby się jeszcze bardziej nie rozczulić.
- Pa, Zayn - mówię i odchodzę jak najszybciej, by było mi trochę łatwiej.
*
Tiffany wychodząc z samolotu doznaje ulgi, ponieważ w Ameryce wita ją gorące słońce, uśmiechnięta przyjaciółka oraz mama. Z szerokim uśmiechem na twarzy rusza wraz z nimi przed siebie , chcąc zapomnieć o smutku i tęsknocie.
Tymczasem Zayn, który do tej pory starał się być twardy i utrzymywał swoje emocje na wodzy, dłużej nie jest w stanie wytrzymać. Nie chce wciąż myśleć o tym, że przez tak długi czas nie będzie widział Tiffany. Postanawia zatopić swoje smutki w alkoholu, więc jedzie do najbliższego baru.
Minęło dobrych parę godzin odkąd tu przyjechał, a Malik wciąż nie ma dosyć. Podchodzi do niego szczupła i wysoka blondynka ubrana w bardzo skąpy strój, ale chłopak patrzy na nią tylko przez chwilę, a potem odwraca wzrok z obrzydzeniem. Trzy czy dwa lata temu na pewno by jej nie odmówił, ale teraz stał się innym człowiekiem. Blondyna nie zamierza ustąpić i dosiada się do niego.
- Cześć przystojniaku, masz może ochotę na ostrą zabawę w moim towarzystwie? - Jej długi, sztuczny paznokieć przejeżdża po jego udzie. Ten tylko odpycha jej dłoń i prycha zniesmaczony.
- Tak się składa mała, że ja już mam swoją księżniczkę i ty zdecydowanie nią nie jesteś, więc lepiej zejdź mi z oczu, zanim zrobię ci krzywdę. - Odchodzi od baru zostawiając za sobą natarczywą dziewczynę i wychodzi na zewnątrz, w ciemność nocy.
Jedyne na co miałby teraz ochotę to spotkanie z Tiffany. Ta dziewczyna jest dla niego wszystkim i boleśnie to sobie uświadomił, gdy ujrzał jak wsiada do samolotu i opuszcza go. Właśnie to łamie mu serce na pół i sprawia, że postanawia walczyć o nią za wszelką cenę.
- Dobrze, że nie dłużej, ponieważ mam dla ciebie małą niespodziankę. - Uśmiecha się szeroko.
- Jaką? - Klaszczę uradowana w dłonie i podskakuję ze szczęścia, niczym mała dziewczynka.
- Zamknij oczy to się przekonasz. - Robię to, o co poprosił, a gdy znów podnoszę powieki w górę widzę jakąś ulotkę, na której nie ma obrazka. No to jest po prostu szczyt wszystkiego!
- Nie chcę mi się tego czytać - marudzę.
- No dobrze, powiem ci o co chodzi. Za dokładnie dwa tygodnie i dwa dni odbędzie się bal kostiumowy. Bardzo serdecznie cię na niego zapraszam i mam nadzieję, że zgodzisz się tam za mną pójść.
- Ok, ale może zamiast iść tam razem odnajdziemy się w tłumie? Będzie śmieszniej.
- Dobra, niech będzie. A zmieniając temat... Za ile masz samolot? Masz jak dotrzeć na lotnisko?
- Samolot jest za niecałe dwie godziny, a co do transportu to chyba będę musiała zamówić taksówkę. - Robię kwaśną minę.
- Daj spokój, przecież ja mógłbym cię podwieźć.
- Naprawdę? Byłoby super.
- Jasne, nie ma problemu. Przy okazji będzie czas, żeby spokojnie się pożegnać. - Mam wrażenie, że w połowie zdania jego głos się załamuje, ale nie komentuję tego, bo sama należę do wrażliwych ludzi.
- No to niby wszystko pięknie, ale mam jeszcze jeden mały problem - mówię, siłując się z zamkiem. - Niby to tylko dwa tygodnie, ale wzięłam dość spory zapas ciuchów i się nie mieszczą.
- To akurat żaden problem. Po prostu usiądź na walizce, a ja ją domknę. - Zgodnie z tym, co powiedział Zayn, siadam na walizce, przygniatając ją swoim ciężarem. Chwilę później chłopak chwyta za zamek i w przeciągu paru sekund mój bagaż jest już zamknięty.
- No proszę, wystarczy trochę ciężaru i gotowe.
- Sugerujesz, że jestem gruba? - oburzam się.
- Nie, wcale tego nie powiedziałem.
- Ale pomyślałeś.
- Wcale, że nie. Świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że jesteś leciutka.
- Skończ z tym. Wiem, że ważę tonę.
- Co ty w ogóle gadasz? Wyglądasz jak przecinek.
- Skoro jesteś tego taki pewien, to udowodnij, że nie jestem ciężka. - Przewracam oczami.
- Łatwizna - stwierdza z pewnością siebie. Piszczę z zaskoczenia, gdy na jednej ręce podnosi mnie do góry i przerzuca sobie przez ramię. Następnie z powrotem stawia mnie na nogi.
- A nie mówiłem? Wy, kobiety już tak macie. Uwielbiacie stwierdzać, że jesteście grube i brzydkie, a już szczególnie wtedy, kiedy jesteście perfekcyjne w każdym calu. Tak jest i w twoim przypadku.
Wypowiedz Zayna kompletnie mnie zatyka. On idealnie zna się na przedstawicielkach płci pięknej. Kto by pomyślał, że całkiem niedawno uważałam go za zwykłego kobieciarza? Zresztą, jakby nie było wychowywał się w domu z czterema kobietami. Musi mieć doświadczenie.
Zakładam torbę na ramię i chwytam za rączkę walizki, ale Zayn mnie powstrzymuje. - Ja to zrobię - mówi, zabierając ode mnie bagaż.
- Wiesz, że w Ameryce sama będę musiała targać tę walizkę? Może powinnam się do tego przygotować.
- Może powinienem pojechać tam z tobą.
- Po pierwsze i najważniejsze, nie masz biletu, a po drugie chcę pobyć sam na sam z moją przyjaciółką.
- No dobra. Może już chodźmy, bo się spóźnisz.
W milczeniu patrzę na drzewa i budynki mijane za szybą. Czuję się przygaszona, a szarość i deszcz nie pomagają mi w zwalczaniu tego. Kątem oka zerkam na Malika. Wyraźnie widać w nim smutek, a jego szczęka jest mocno zaciśnięta.
- Nie cierpię deszczu - mówię, by choć przez chwilę móc usłyszeć jego głos.
- Ja też. Wszyscy i wszytko smuci się, że wyjeżdżasz. Nawet ci na górze. - Odwraca się do mnie na moment i posyła mi delikatny uśmiech, a następnie wraca wzrokiem na drogę.
Czuję ucisk w gardle, gdy widzę, że już dojechaliśmy na miejsce. Wychodzimy z pojazdu. Zayn wyciąga z bagażnika moją walizkę i torbę.
- No to już chyba pora. - Zanim zdążam się rozkleić na dobre, rzucam mu się na szyję. Woda leje się z nieba strumieniami. Zmywa mi makijaż, zlepia włosy i moczy moje ubrania, przez co jest mi zimno. Jednakże mam to gdzieś, ponieważ ciepło ciała Zayna jest mocniejsze niż wszystko inne. Gdy jego ramiona przestają mnie otaczać, dłużej nie wytrzymuję i zaczynam płakać. Moje łzy mieszają się z deszczem. Chłopak przykłada kciuki do moich policzków i czule je ściera.
- Hej, nie płacz. Sama przecież mówiłaś, że to tylko dwa tygodnie. Może przez ten czas jakoś wytrzymasz beze mnie. - Dźga mnie w ramię, próbując rozbawić, ale ja wciąż smutno pociągam nosem. - Daj spokój, przecież jesteś twardą sztuką. Na pewno dasz radę. Jeszcze raz się do niego tulę, tym razem szybko i delikatnie, żeby się jeszcze bardziej nie rozczulić.
- Pa, Zayn - mówię i odchodzę jak najszybciej, by było mi trochę łatwiej.
*
Tiffany wychodząc z samolotu doznaje ulgi, ponieważ w Ameryce wita ją gorące słońce, uśmiechnięta przyjaciółka oraz mama. Z szerokim uśmiechem na twarzy rusza wraz z nimi przed siebie , chcąc zapomnieć o smutku i tęsknocie.
Tymczasem Zayn, który do tej pory starał się być twardy i utrzymywał swoje emocje na wodzy, dłużej nie jest w stanie wytrzymać. Nie chce wciąż myśleć o tym, że przez tak długi czas nie będzie widział Tiffany. Postanawia zatopić swoje smutki w alkoholu, więc jedzie do najbliższego baru.
Minęło dobrych parę godzin odkąd tu przyjechał, a Malik wciąż nie ma dosyć. Podchodzi do niego szczupła i wysoka blondynka ubrana w bardzo skąpy strój, ale chłopak patrzy na nią tylko przez chwilę, a potem odwraca wzrok z obrzydzeniem. Trzy czy dwa lata temu na pewno by jej nie odmówił, ale teraz stał się innym człowiekiem. Blondyna nie zamierza ustąpić i dosiada się do niego.
- Cześć przystojniaku, masz może ochotę na ostrą zabawę w moim towarzystwie? - Jej długi, sztuczny paznokieć przejeżdża po jego udzie. Ten tylko odpycha jej dłoń i prycha zniesmaczony.
- Tak się składa mała, że ja już mam swoją księżniczkę i ty zdecydowanie nią nie jesteś, więc lepiej zejdź mi z oczu, zanim zrobię ci krzywdę. - Odchodzi od baru zostawiając za sobą natarczywą dziewczynę i wychodzi na zewnątrz, w ciemność nocy.
Jedyne na co miałby teraz ochotę to spotkanie z Tiffany. Ta dziewczyna jest dla niego wszystkim i boleśnie to sobie uświadomił, gdy ujrzał jak wsiada do samolotu i opuszcza go. Właśnie to łamie mu serce na pół i sprawia, że postanawia walczyć o nią za wszelką cenę.
Szuper, babe !
OdpowiedzUsuńPierwsza?! Oh, wow!
UsuńAww...:)
OdpowiedzUsuńOmg *.* zakochany Malik!
OdpowiedzUsuń