sobota, 12 grudnia 2015

rozdział dwudziesty część pierwsza

   - A ty co taki zabiegany dzisiaj? - pyta rozbawiona mama, kiedy zakładam buta na jedną nogę, omal nie potykając się o drugą.
- Ojej, nie bądź taka ciekawska. Po prostu mi się śpieszy. Jak wyglądam? - pytam, wykonując piruet. Słyszę jej melodyjny śmiech.
- Masz randkę z Tiffany. - Kąciki jej ust wędrują ku górze. Zdecydowanie ją lubi.
- Skąd wiesz? - dziwię się.
- Kochanie, ile ja mam lat?
- Dużo w każdym razie. - Teraz to ja chichoczę.
- Jeżeli przez tą dziewczynę jesteś taki szczęśliwy to chyba muszę jej postawić jakieś zakupy. I to bardzo duże.
- Jeżeli nie będę musiał latać po sklepach razem z wami to w porządku.
- Nawet dla oglądania Tiffany w różnych ciekawych strojach się nie poświęcisz, synku?
- No wiesz... Mogę iść z wami do sklepu z bielizną - mruczę rozmarzony, a mama żartobliwie grozi mi palcem.
- Co to ma znaczyć? - pyta oburzona.
- No mamuś, przecież oboje jesteśmy już dorośli.
- Tak, masz racje. Ale nie przeginaj struny i się nie zapominajcie zabezpieczyć.
- Tak mamo, nie jestem już małym chłopcem. Będę pamiętał. Pa - wołam, wychodząc.

                                                               *

   Zakładam na siebie czarną, koronkową bieliznę (w końcu nie wiadomo jak potoczy się nasze spotkanie), wygodną szarą sukienkę do kolan i czarne balerinki. Zayn oznajmił mi dwie godziny temu, że zabiera mnie na bardzo ciekawą wycieczkę. Znając jego pomysłowość możliwe, że trafimy do lasu, a szpilki nie będą odpowiednim obuwiem do takiego miejsca. 
                                                    
                                                               *

      - To powiesz mi w końcu dokąd jedziemy? - naciskam.
- Nie ma mowy, już ci mówiłem, że to niespodzianka.
- A ja ci mówiłam, że nie lubię niespodzianek.
- W takim razie masz problem.
- Masz szczęście, że cię kocham, bo inaczej...
- Co inaczej? Uprawiałabyś ze mną seks bez zobowiązań.
- Słucham? - prawię dławię się własnym powietrzem, ale widząc jego ogromne rozbawienie, sama się śmieję.
- Twoje poczucie humoru czasami mnie przeraża. 
- Jesteśmy na miejscu - oznajmia znienacka. Patrzę zaskoczona na otaczający nas jeden wielki pas startowy pośrodku łąki i stojący przed nami samolot.
- Zayn, czy ty sobie ze mnie jaja robisz? - pytam przerażona.
- Nie, dlaczego?
- Przecież całkiem niedawno mówiłam ci, że mam ogromny lęk wysokości.
- Tak, kotku. A ja jestem od tego, żeby unicestwić wszystkie twoje lęki.
- Nie ma mowy, żebym wysiadła z tego samochodu.
- W takim razie wyciągnę cię stad siłą. - Otwiera drzwi i wychodzi na zewnątrz, a następnie podchodzi od mojej strony. Wczepiam się z całej siły w siedzenie, ale on i tak z niezwykłą łatwością bierze mnie na ręce i zanosi przed samolot.
- Nie ma mowy, że tam wsiądę.
- Owszem, wsiądziesz.
   Zayn wkłada mnie na pokład i szybko zamyka drzwi, by uniemożliwić mi ucieczkę. Patrzę ze zmarszczonymi brwiami na strój, który chłopak mi podaje, aż dociera do mnie co to jest. STRÓJ DO SKOKU ZE SPADOCHRONEM. Moje oczy prawie wyskakują z orbit.
- Chyba zwariowałeś, jeżeli myślisz, że wyskoczę ze spadochronem.
- Zwariowałem, jak tylko zobaczyłem cię po raz pierwszy. A teraz przestań zrzędzić i się przebieraj.
- Nie ma mowy. Prędzej wyskoczę z tego cholernego samolotu.
- Nie radziłbym tego robić, kochanie. Jesteśmy już 5 kilometrów nad ziemią. Zaraz będziesz stąd skakać, ale z zabezpieczeniem i ze mną.
- Dobra, ale ty odpowiadasz za moje życie. - Wywracam oczami i w końcu daję za wygraną. Tak szybką jak tylko potrafię zdejmuję z siebie sukienkę i zakładam kombinezon. Bokiem oka widzę, jak Malik patrzy na mnie łapczywie, przygryzając wargę.Wygląda na to, że moja bielizna przyniosła pożądany efekt. Dopiero kiedy jestem gotowa, on sam zaczyna się przebierać. 
   Przełykam głośno ślinę, gdy Zayn zakłada plecak ze spadochronem. Stoimy przed drzwiami, które sekundę później otwierają się na oścież.
- Gotowa? - pyta, chwytając mnie w pasie i mocno mnie obejmując. Nieznacznie kiwam głową, wewnątrz modlę się o przeżycie. No i skaczemy, czując mocny opór powietrza.

1 komentarz: